Przez 3 dni w Zbrosławicach, na oczach publiczności, czwórka trenerów układała młode konie metodami naturalnymi. To pierwsza tego typu edukacyjna impreza w Polsce i wiadomo jakie ryzyko i czasami wysiłek „wiosłowania pod prąd” przyjęliśmy. Ale że wydarzenie osiągnęło sukces ponad nasze oczekiwania, potwierdzają napływające z każdej strony ciepłe podziękowania i gratulacje. Są też i uwagi, które warto będzie uwzględnić w przyszłorocznej edycji. Bo to, że będzie to impreza cykliczna czuliśmy już pod koniec jej przygotowań, gdy tak wiele osób trzymało kciuki, aby się udała podczas gdy my musieliśmy tak często improwizować. A to z trenerami, których - z zaproszonych ponad 20 - tylko kilkoro miało odwagę na taki występ (i za to im chwała, bo nawet w ostatnich 2 dniach przed zawodami 2 osoby wycofały się). A to z pokazami, do których zgłaszały się osoby do ostatniej chwili, a to z młodymi końmi do zawodów, które wycofywano nawet ostatniego dnia co zaowocowało większym niż zakładaliśmy ich zróżnicowaniem. Lista „gorących” tematów przez które musieliśmy przechodzić po raz pierwszy była długa i codziennie coś nas zaskakiwało, zwłaszcza, że impreza odbywała się w 2 ośrodkach. Sędziowaliśmy w 4 osoby przydzielając każdego dnia punkty za trudność wylosowanego konia, stosowanie metod naturalnych, poziom stresu u konia i komunikację z trenerem, ale także zwracaliśmy uwagę na poziom bezpieczeństwa konia i trenera. Finał sędziował z nami Robert Miller, którego uwagi były - przy jego doświadczeniu - dla nas złote. Trenerzy otrzymywali punkty za każdą przeszkodę i odrębnie punkty za program dowolny. Tor przeszkód, o którym trenerzy nie wiedzieli jak będzie wyglądał a który musieli pokonać w 20 minut, opracowaliśmy z Markiem tak, aby trener mógł zaprezentować wszechstronnie co osiągnął z młodym koniem w ciągu ogółem 4 godzin pracy, siodłając go po raz pierwszy i pracując z ręki z ziemi na przeszkodach. Bawiła najbardziej przeszkoda w postaci gęsi pośrodku areny, do których jeden z koni nie miał wiele zaufania. Inne z kolei obawiały się przeciskania, czy wchodzenia na niepewną śliską platformę lub też obawiały się ścieżki z folii. Z trenerów jeden uzyskał ewolucje w siodle w stój, innemu udało się nakłonić konia do położenia się, innemu z kolei udało się uzyskać ‘bonding’ i koń ufnie przeszedł za nim po przeszkodzie, a inny jeszcze uzyskał szacunek i ustępowanie. Wszystkie konie zaakceptowały siodło i prace na kantarku z ziemi, a jeden zaakceptował jeźdźca. Wszystkie konie zaczęły wykazywać szacunek i zaufanie, co jest fundamentem ich dalszego treningu. Zwyciężyła Monika Damec i należy pamiętać, że nagrodą w tym konkursie było podziękowanie publiczności. No i oczywiście koni, bo tak naprawdę to one są tu zwycięzcami. I Sali z urwanym przez człowieka językiem, która odzyskała ufność do ludzi i wchodzi do przyczepki na skinięcie palcem, i impulsywna kara klaczka, która drugiego dnia spokojnie weszła sama i stała w przyczepie pomimo, że miała jeszcze siniaka po tym jak poprzedniego dnia pośliznęła się na asfaltowym podłożu, i konie biorące udział w konkursie i konie wszystkich osób, które zainspirowane tym co zobaczyły podarują swoim koniom zrozumienie, lekkie ręce i dużo serca. Ci którzy nic dla siebie tu nie znaleźli pewnie już wszystko wiedzą lub też wybrali inne drogi. Ja byłem dumny widząc jak wielu studentów programu Jeździectwo Naturalne bez Tajemnic wybrało się na tę imprezę i wiem, że konie będą im codziennie dziękować za szukanie ich zrozumienia.