Aktualności / Zwycięzca Road to The Horse Chris Cox będzie uczył w Polsce
Tegoroczne zawody trenerów Naturalu to był pojedynek Gigantów. Trzech największych trenerów-zaklinaczy - Pat Parelli, Clinton Anderson i Chris Cox, spotkało się na na zapakowanej szczelnie (sprzedano wszystkie bilety !!) arenie Murfreesboro w stanie Tennessee w końcu lutego, aby walczyć o tytuł Mistrza Mistrzów (Legends Champion).
Impreza z klinikami i pokazami trwała 3 dni, ale trenerzy mieli tylko 2 dni i ogółem 4 godziny, aby ze stada dzikich (z hodowli pastwiskowej, z bardzo małym kontaktem z ludźmi) koni dostarczonych przez 6666 Ranch z Texasu wybrać jednego 3-letniego wałacha, ułożyć go pod siodło i zaprezentować w finale.
Tootie Bland, producentka tego przedsięwzięcia wyznała publiczności, że są prawdopodobnie najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, mogąc oglądać na żywo zmagania tych wspaniałych facetów.
W pierwszym dniu każdy trener wybrał konia, każdego z różnych linii: Cox siwka Perfect Performance , Anderson kasztana Fletches Career i Parelli rudego Hey Whiskey. Wszystkie wałachy urodzone były w 2008 roku.
Różne pochodzenie (różne linie hodowlane) pokazało od razu różne charaktery. Wrażliwy rudzielec Pata wyglądał początkowo na łatwego i spokojnego, ale 'cicha woda brzegi rwie'. Panikował na wszystko co działo się powyżej niego, z prawej strony. Wysadził Pata przy próbie pierwszego wsiadania w powietrze zaraz na początku pierwszej rundy. Pat wylądował paskudnie - z wysoka na prawe ramię i miał szansę jeszcze na kopnięcie. Kasztanek Clintona zupełnie odwrotnie: niechętny do współpracy od początku pokazywał swą wybuchową naturę, często brykając pod siodłem bez mała jak koń na rodeo. Siwek Coxa wyróżniał się wrażliwością i niepewnością. Wyglądało, że szuka przewodnika, co umożliwiło Chrisowi stopniowe budowanie zaufania i porozumienia. Z roli tej trener wywiązał się perfekcyjnie.
„To jest pierwszy kontakt tych młodziaków z człowiekiem” mówił Cox podczas konkursu „To bardzo ważne dla mnie, aby niezależnie czy ktoś kupi go tutaj czy wróci na Rancho 6666, chcę żeby ten koń miał dobrą przyszłość. Nie chcę go ‘użyć’ tylko do tego, aby wygrać turniej.” Rzeczywiście, każdy trener starał się poświęcić jak najwięcej czasu na poznanie swojego ucznia, każdy trochę inną drogą. Przed trzecią rundą wszyscy mieli już zaliczone kilka dobrych jazd pod siodłem i nie było widać zdecydowanego lidera.
Finał składał się z trzech części. Najpierw trzeba było pokazać konia w trzech chodach: stępie, kłusie i galopie (Lope) na całej arenie. Następny był tor przeszkód, coś na kształt traila z wymagającymi przeszkodami takimi jak: przejazd po leżącej na ziemi plandece, tyczki, ciasna bramka z bocznymi, ruchomymi prętami, skoki przez niską, kolorową przeszkodę, kręcenie lassem, przeciąganie drzewa (bala) na linie i inne. Na koniec można było zaprezentować program dowolny (Freestyle) pokazujący dodatkowe umiejętności.
Rudy Andersona „stanął na wysokości zadania” i nie ułatwiał mu pracy: brykał podczas jazdy i odmówił wejścia na brezent. Jednak popisowe zakończenie dało mu dobre noty. Po przejechaniu obowiązkowych przeszkód, Anderson zdjął ogłowie, buńczucznie zakrzyknął „That’s my Freestyle” i bez trzymanki, iście freestylowo i strzelając batem ruszył galopem wokół areny, wśród wiwatującej na stojąco publiczności. Koń nie miał nic na łbie a trenowany był tylko 4 godziny i dopiero co strzelał barany!
„On jest bardzo wybuchowym koniem” powiedział Clinton o swoim 3 latku- „Ale całościowo, myślę, że to dobry koń i ktoś będzie z niego w przyszłości bardzo zadowolony. Czasami zachowuje się wyzywająco, ale czasem robią to nawet najlepsze konie.”
Cox był jako drugi w finałowym pokazie. Cowboy z Teksasu łatwo zaprezentował przejścia stęp/Lope i pokonał bezproblemowo wszystkie przeszkody w trailu. Koń szedł w pierwszym galopie rozluźniony a z głośników poleciała piosenka „I’m Just a cowboy” (motyw przewodni z jego klinik i jego programów TV/DVD). Wszyscy wiwatując Chrisowi wstali z miejsc. Cox stanął na zadzie konia, pomachał publiczności kapeluszem, zeskoczył na ziemię i zrobił rundę na piechotę wokół areny, przybijając fanom piątkę. Jego koń pozostawiony samopas, stał nieruchomo po środku, pokazując jak głębokie porozumienie osiągnęli. Chris rozsiodłał i wyprowadził siwka z areny.
Wreszcie przyszła kolej na Parellego. Zaczął od ogłoszenia, że razem z żoną Lindą kupili konia, z którym pracował. Pat budował porozumienie powoli, delikatnie i planowo. Zanim założył siodło, poinformował publiczność, że zamiast wędzidła będzie używał hackamore (najpierw używał kantara sznurkowego, później używał bosala). Decyzja widać dobrze służyła jego partnerowi, który niósł Pata spokojnie przez tor przeszkód. Kulminacyjnym punktem jego Freestyle była wielka ponad metrowej średnicy zielona piłka, którą Pat odbijał o ziemię ponad głową konia. Nie trzeba dodawać, że kasztanek cały czas był spokojny i zrelaksowany. Opuszczał arenę przy burzy oklasków i dźwiękach przeboju Georga Straita „Troubadour”.
Tak jak po pierwszej rundzie nie było zdecydowanego faworyta, tak samo było i po zakończeniu zmagań. Na ogłoszenie wyników trenerzy wjechali konno. Pełne napięcia oczekiwanie na ogłoszenie wyniku przerwała Tootie Bland przynosząc werdykt sędziów w kopercie: „The best of the best is…… Chris Cox!!!”.
Cox dostał czek na 10 000 $, specjalnie wykonane siodło firmy Martin, ostrogi od producenta wędzideł Daryla Davisa i obraz namalowany przez Susan Edison. Główne trofeum, klamrę Legends World Champion wręczyła Tootie Bland.
„To wspaniałe uczucie i wielki honor być tu i konkurować z tak sławnymi trenerami” powiedział zwycięzca, „ Co naprawdę doceniam, to to, że osiągnąłem prawdziwe połączenie z koniem i jest to dla mnie warte więcej niż zwycięstwo w zawodach”.
Sędzia Bill Enk powiedział o pracy Coxa: „Odnieśliśmy wrażenie, że Cox ma cały plan pracy dla swojego konia w głowie. Przygotowywał go z myślą o każdym następnym kroku”
Suma talentów trenerów i jakość koni z Rancha 6666 uczyniła tegoroczną edycje Road to the Horse nieocenionym doświadczeniem dla wszystkich w to zaangażowanych stron. Sędzia Jack Brainard, nazywany w stanach „Mistrzem Lotnej Zmiany” wyraził chyba opinię wszystkich, mówiąc o konkursie: „Imponujący. Dzięki temu, że do końca nie wiadomo było kto wygra, było to jeszcze bardziej ciekawe i emocjonujące dla widowni. Fantastyczni trenerzy, fantastyczne konie, prawdziwa przyjemność móc oglądać takie zawody”
Andrzej Makacewicz
powrót