Jeździectwo Naturalne Bez Tajemnic
Hippika - Natural Horsemanship
Artykuły / Pomona Equine Affair '05 (III) - Clinton Anderson - wywiad
Pomona Equine Affair '05 (III) - Clinton Anderson - wywiad Clinton Anderson , lat 29, urodził się i wychował w rodzinie koniarzy w Australii. W wieku 13 lat startował w narodowej ekipie polo, a w wieku 15 lat trenował konie zawodowo, w tym dzikie Australijskie brumbies. Kiedy przyjeżdżał na rancza do pracy z ojcem nikt nie spodziewał się, że trener to ten nastolatek a nie jego ojciec.
Skupiał się na czerpaniu wiedzy od najlepszych światowych trenerów powtarzając, że "kluczem do sukcesu jest stała nauka". W 2003 roku, podbijając serca publiczności, wygrał słynne już zawody :The Road to the Horse" w Teksasie zwane zawodami "Zaklinaczy Koni" , gdy po 3 godzinach treningu wylosowanego "zielonego" 3 latka, stojąc na ufnym nieruchomym koniu strzelał z bata i wywijał chorągwiami.
Clinton w swoim programie rozwinął niezwykle pracę z ziemi i odwleka pierwsze siodłanie konia dotąd, aż nie jest całkowicie przekonany, że już nic więcej pracą z ziemi nie osiągnie. Pod siodłem skupia się na ugięciach poziomych jako pogłębieniu kontroli jeźdźca nad koniem oraz na zatrzymaniach przy użyciu jednej wodzy. Swój system nazywa "Downunder Horsemanship", a w treningu konsekwentnie używa bacika, usztywnianego kantara sznurkowego oraz różnej długości lin.  Wraz z żoną Beth publikuje książki i serie video. Na pokazach ściąga tysiące widzów, bawi ucząc, choć czasami strzela rubasznymi dowcipami. Na arenie demonstruje jak można przekonać szalejącego "zielonego" folbluta, że "atak serca" może sobie zawsze zafundować za darmo ale że do jego obowiązku należy "stać i zamknąć się". Koń liżąc wargi w ciągu kilku minut staje i ani drgnie. Clinton w rozmowie mówi szybo i prosto. Pomimo młodego wieku ale i uznawanego autorytetu wiadomo, że jest to wschodząca gwiazda jeździectwa naturalnego. W Pomonie jego stoisko jest drugim co do wielkości po Monty' ego i zawsze parę osób stoi w kolejce prosząc o poradę.

PDM: Cześć Clinton. Możemy pogadać?

C.A.: Jasne. To od czego zaczynamy?

PDM:. Powiedz co tu robią "kangury"? Dlaczego jesteś w Stanach?

C.A.: Ok. Mam 29 lat i trenuję konie od lat 14-tu. W wieku 15 lat rzuciłem szkołę średnią i podjąłem praktykę najpierw u Gordona McKinlaya, potem u Iana Francisa, a przez ostatnie 11 lat pracowałem sam. Przyjechałem do Stanów w 1997 roku i jeździłem parę lat z pokazami po całym kraju. Teraz robię pokazy dla telewizji satelitarnej a moja publika liczy 23 miliony widzów. Uczę ludzi jak postępować z końmi zachowując bezpieczeństwo i jak pozyskać szacunek u konia oraz sprawić żeby zarówno konie jak i ludzie czuli się dobrze z tym co robią.

PDM: Jak doszedłeś do metod naturalnych?

C.A.: Tak naprawdę to co nazywam jeździectwem naturalnym to zwyczajne jeździectwo. Wielu ludzi pracuje z końmi wykorzystując bardzo podobne sposoby i wszystkie polegają  na pozyskaniu szacunku u konia bez wywoływania u niego strachu. Różnice w metodach nie polegają na rodzaju stosowanego kantara, np. parcianego czy sznurkowego a wiele z tych metod jest znanych i stosowanych od dawna. Dziś różnica polega na tym, że dzięki mediom (telewizja, radio, prasa) możemy je nagłaśniać. Zatem nie jest to nic nowego a wydaje się być czymś nowym bo zyskuje szeroki rozgłos. Między moim programem a programem Johna Lyonsa, Pata Parellego i innych trenerów jest wiele podobieństw. Wszyscy skupiamy się na tym samym: chcemy żeby praca z koniem była bezpieczna, oparta na szacunku konia do trenera/jeźdźca ale nie na strachu. Mamy tylko inne sposoby osiągania tego celu. Sądzę, że można się uczyć od każdego jeśli tylko jest się na to otwartym.
Staram się powielać wzorce naturalnych zachowań koni, takie jakie prezentują na pastwisku. U koni wszystko jest bardzo wyraźne - czarne albo białe. Ich zachowania i to co próbują poprzez nie uzyskać nie budzi wątpliwości. Moim celem jest połączenie naturalnego jeździectwa i całej branży jeździeckiej w jedno. Na świecie jest wielu jeźdźców naturalnych, którzy łatwo uzyskują posłuszne i ufne konie, ale sami nigdy nie mają szansy zdobywać mistrzowskich tytułów. I odwrotnie, wielu świetnych jeźdźców wygrywających zawody bardzo nieumiejętnie obchodzi się z końmi. Ich konie są wystraszone i zalęknione. Ja staram się wziąć to co najlepsze z tych dwóch światów.

PDM: Dlaczego zatem najlepsi sportowcy nie stosują powszechnie metod naturalnych?

C.A.: Ponieważ uważają, że te metody pochłaniają więcej czasu. I rzeczywiście na początku tak jest - praca może zająć o tydzień, dwa więcej, ale w ostatecznym rozrachunku metody naturalne pozwalają zaoszczędzić wielu frustracji. Kolejnym powodem jest tradycja: trenerzy koni inwestują czas i pieniądze, więc skupiają się na wynikach, nie zaś na sposobach ich osiągania. Ja wierzę, że można uzyskać doskonałe wyniki dochodząc do nich właściwymi technikami.

PDM: Dzielisz jeździectwo na klasyczne i styl western? Wielu ludzi w Europie kojarzy jeździectwo naturalne z westernem i uważają, że nie nadaje się ono np. do pracy w dresażu czy angielskiego stylu jazdy.

C.A.: Nie ma znaczenia czy jest to western czy styl angielski. Przy pracy z ziemi wszystko wygląda tak samo: chcemy uzyskać miękkiego,  elastycznego i ufnego konia. Zarówno koń dresażowy jak i ten użytkowany w stylu western musi być spokojny, bezpieczny i posłuszny. Dopóki więc nie siedzisz na koniu nie ma między tymi stylami żadnych różnic. Potem te style zaczynają się różnić - jedni mogą podążyć w kierunku stylu western, a ktoś inny w stronę dresażu, ale tak naprawdę będziemy dążyć do tego samego celu: miękkiego konia, zebrania, chętnego ustępowania od łydki. W dresażu może być wszystko wykonane przy większym kontakcie i większym wygięciu szyi. W westernie szyja może być nieco niżej a kontakt na wodzy może być mniejszy. W rzeczywistości będziemy robić to samo, ale wykorzystując różne sposoby. To tak jakbym grał na saksofonie, a ty na klarnecie - używamy różnych instrumentów, ale staramy się grać ten sam utwór. Nie oznacza to, że tylko jedno z nas ma rację. Każdy musi po prostu znaleźć styl odpowiedni dla siebie. Ja np. lubię przechodzić od razu do konkretów i nie wszystkim to odpowiada. Trzeba zrozumieć, że jeździectwo naturalne jest bardzo czarno-białe. Wystarczy poobserwować konie na łące. One nie udają, zawsze przekazują komunikat zgodny z tym co chcą uzyskać. Żeby nazywać się jeźdźcem naturalnym trzeba najpierw poobserwować naturalne zachowania koni. One gryzą się, kopią ale i opiekują sobą nawzajem. I nie chodzi mi o wybór: uderzyć konia albo się nim opiekować. Próbuję tylko powiedzieć, że powinniśmy zauważyć obie strony medalu.

PDM: Jakie masz plany?

C.A.: Chcę być pierwszym trenerem, któremu po zdobyciu światowej renomy wystarczy talentu by sięgnąć po mistrzostwo świata w sporcie. Dotychczas mamy albo trenerów z tradycjami albo tradycyjnych mistrzów w sporcie. Nikomu nie udało się jeszcze połączyć tych dwóch rzeczy naraz w tym samym czasie. Najlepsi jeźdźcy naturalni na świecie nie chcą brać udziału w zawodach, bo wiedzą, że nie mają szans na zwycięstwo. Jeszcze nikomu nie udało się połączyć tych dwóch biegunów. Ja próbuję.

PDM: A co jeśli się nie uda?

CA: Nie obawiam się porażek. Nie lubię ich, ale nie mam o sobie wygórowanego mniemania. Bardzo uważam, żeby nie posyłać komunikatu: "Jestem najlepszy". Chcę powiedzieć światu: "Robię to co lubię i z każdym dniem będę w tym lepszy". Jeśli nie powiedzie mi się w zawodach, to nic strasznego się nie stanie. Natomiast gdybym twierdził, że jestem najlepszy, udział w zawodach byłby ryzykowny, bo w przypadku porażki bym się skompromitował.

PDM: Pamiętasz o Europie?

C.A.: Tak. Mam nadzieję wiele zrobić w Europie w ciągu najbliższych kilku lat. Na razie  rozwijam swoją działalność w Ohio w moim nowym ośrodku na 115 akrach . Będą do nas przyjeżdżać studenci na jedno lub dwumiesięczne sesje. Zapewniamy zakwaterowanie i zestawy do nauki. Zaczęliśmy siedem lat temu i przez ten czas udało nam się sporo dokonać, choć jeszcze wiele mamy do zrobienia. Jestem jednak przekonany, że w końcu zaistniejemy na całym świecie. Na razie działamy na terenie Stanów i nie starcza mi czasu by rozszerzyć działalność na inne kraje. Rezerwacji dokonujemy z półtorarocznym wyprzedzeniem Muszę być na miejscu i jeździć, bo chcę startować w zawodach. Nie sposób wygrywać zawody trenując raz w tygodniu.

PDM: Nie tworzysz sieci swoich instruktorów?

C.A.: Jeszcze nie teraz, ale zrobię to w ciągu najbliższych kilku lat. Jest już spore zapotrzebowanie na moich trenerów, ale zajmę się tym prawdopodobnie pod koniec 2006 roku. Nie zacznę dopóki program nie będzie w pełni gotowy. Nie chcę żeby ludzie "firmowali się" moim nazwiskiem tylko dlatego, że mi za to płacą. Program musi być dopracowany.

PDM: Twój program jest postrzegany jako bliski programowi Parellego Czy mógłbyś w kilku słowach opisać różnice?

C.A.: Uważam, że Parelli jest bardzo dobrym jeźdźcem, znanym już od dłuższego czasu i mam ogromny szacunek dla jego umiejętności. Ja lubię bardziej przechodzić od razu do sedna i jasno określać sprawy. Ludziom, którzy mnie obserwują albo się to natychmiast podoba, albo nie. Między moim stylem uczenia i stylem Parellego jest wiele podobieństw ale trudno mi mówić o różnicach, ponieważ nie śledzę całości programu Parellego, tak jak nie znam w całości innych programów. Biorę po trochu od każdego i wykorzystuję to w mojej pracy z końmi. Trochę z Pata, Johna Lyonsa, Monty Robertsa czy Richarda Shrake'a i wplatam to w mój program pracy z końmi. Nie do mnie należy wskazywanie różnic. Zależy mi na tym, żeby studenci naśladowali tę osobę, którą uważają za dobrą w tym co robi.

PDM: Słyszy się czasami, że ktoś w jeździectwie naturalnym wynalazł jakąś metodę i stanowi ona jego własność?

C.A.: Nikt ich nie wynalazł. To twierdzenie jest śmieszne. Choć Parelli stosuje te metody już od dawna to są jednak trenerzy, którzy stosują takie metody jeszcze dłużej. Wystarczy przecież poobserwować mnie, Pata Parellego, Monty Robertsa, Richarda Shrake'a i wielu innych żeby zauważyć, że mówimy o tym  samym: ustępowanie zadu, przodu, cofanie, zachowanie miękkiego i elastycznego konia. Wszyscy opowiadają tę samą historię tylko podają ją w innym opakowaniu. Dlatego przypisywanie sobie autorstwa tych metod byłoby śmieszne. Dla mnie stwierdzenie, że niczego nie wynalazłem nie stanowi problemu, ale niektórzy są bardzo czuli w tej kwestii. Przyznaję, że od każdego z moich rywali czegoś się nauczyłem. Również rzeczy, których nie chcę wykorzystywać w mojej pracy, co nie oznacza przecież, że mam rację lub nie. Moje metody są po prostu inne. Załóżmy, że chcesz kupić Forda. Na czym polega różnica między Fordem a Chevroletem? Obydwa to samochody. Czy zatem Chevrolet, Toyota czy inne marki powinny zaprzestać produkcji, tylko dlatego, że Ford wyprodukował samochód jako pierwszy? Oczywiście, że nie. To byłaby głupota. Czy sądzisz, że KFC podoba się fakt, że McDonald's sprzedaje kurczaki McNuggets, chociaż KFC jako pierwszy wprowadził je na rynek? Czy KFC wysyła listy do wszystkich klientów o treści: "Proszę nie jeść kurczaków McNuggets w McDonald's, bo my wymyśliliśmy je pierwsi."? Czemu tego nie robią? Bo to głupie. Więc uzurpowanie sobie tytułu wynalazcy byłoby niewłaściwe. Lecz oczywiście każdy ma prawo do swojego zdania.

PDM: Co z konkursem "Horse Whisperers Challenge"? Weźmiesz w nim udział również w tym roku? Kiedy on się odbędzie?

C.A.: W pierwszy weekend marca. Wezmą w nim udział bardzo utalentowani i dobrzy jeźdźcy jak Craig Cameron. Jest wielu świetnych jeźdźców, lepszych ode mnie. Różnica polega na tym, że o niektórych się słyszy a o innych nie.

PDM: Kto zwycięży?

C.A.: Chciałbym wierzyć że ja, ale każdego można pokonać. Chętnie wyłożyłbym 10 000$ z własnej kieszeni dla zwycięzcy z przeznaczeniem na cel dobroczynny. Jeśli wygrałby Craig Cameron, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie gdybym mógł wręczyć mu czek na 10 000$, który on mógłby przekazać wybranej przez niego organizacji charytatywnej. Prawdziwym zwycięzcą zawsze jest widownia, która uczy się tych technik. No i oczywiście konie. Jasne że chcę być godnym rywalem, ale mam świadomość, że jest wielu dużo lepszych ode mnie.

PDM: Będziemy trzymać za Ciebie kciuki.

C.A.: To wszystko co możecie zrobić.

PDM: Dziękujemy za rozmowę.

Dla KiR Agencja PDM 04.02.05
Wywiad przeprowadziła Aldona Kozłowska

Miesiąc później Clinton Anderson sam odbierał nagrodę zwycięzcy zawodów "The Road to the Horse" w Teksasie i wręczał ufundowany przez siebie czek na 10 000 $.


powrót
A kim będziesz w naszym stadzie? Justyna Steć-Niemczyk


Artykuły
Pomona Equine Affair '05 (III) - Clinton Anderson - wywiad