Artykuły / Pomona Equine Affair '05 ( VI ) - Robert Miller - wywiad
Na targach w Pomonie Miller wyróżniał się chodząc o kulach. Widząc mój niedwuznacznie pytający wzrok (od jakiego konia oberwał ?) uprzedził pytanie odpowiedzią:
RM- Nie, nie. To nie koń. Wpadł na mnie jakiś narwaniec na nartach w Kolorado. Wierz mi, wśród koni człowiek czuje się bezpieczniej.
AM- Jesteś głęboko zaangażowany w ruch naturalnego jeździectwa. Skąd i dlaczego taka decyzja ? - Wychowywałem się w Arizonie. Zaraz po powrocie z wojny wybrałem się na wakacje do Kalifornii nazywanej przez nas pogardliwie stanem "zbieraczy śliwek". W Arizonie śmiano się, że kalifornijscy kowboje nie mają kciuków, bo potracili je nie potrafiąc posługiwać się lassem i niewiele wiedzą o szkoleniu koni. Jednak to co wtedy zobaczyłem, to była finezja, lekkość i sprawność jakiej wcześniej u koni nie spotkałem a wierzchowce były zebrane i wydawały się szczęśliwsze niż przeciętne konie ranczerskie w Arizonie. Po powrocie do domu szukałem rozwiązania jakie metody treningowe dają tak dobre efekty jak w Kalifornii. Ranczer, u którego pracowałem zademonstrował mi szybką i skuteczną metodę uzyskania skrętu od opornego młodego konia waląc go kamieniem po łopatce. Metoda niewątpliwie była skuteczna, koń skręcał następnego dnia już bez oporów, ale wiedziałem, że nie tędy droga. W końcu natrafiłem w bibliotece na parę dziewiętnastowiecznych tytułów, które dały mi lepszy wgląd w psychikę końską oraz serię artykułów, dzięki którym zacząłem wypracowywać własne koncepcje jak przygotować konia do zaakceptowania siodła i jeźdźca. W latach pięćdziesiątych pracując z młodymi końmi zacząłem testować swoje teorie wygody i niewygody w treningu. Pracowałem z każdym koniem przez jakieś pół godziny dziennie przez tydzień. Po tym czasie byłem w stanie podnosić koniowi nogi, osiodłać go i założyć hackamore, prowadzić i uwiązywać. Na koniec tygodnia wślizgiwałem się na konia i zaczynałem na nim jeździć. Po kilku jazdach w ogrodzonym terenie odbywałem parę jazd poza nim, po czym koń zaczynał swoją karierę ranczerską pracując z bydłem. Zaczęła wtedy krążyć plotka, że "pewien facet z Arizony zajeżdża dzikie konie a one w ogóle nie brykają". Gdyby tylko wiedzieli, że jestem z miasta..
Może to nie jest zyskowny biznes, ale trzeba brać pod uwagę także inne nienamacalne korzyści, jak np styl życia, jakim dane nam się cieszyć.
- Czy wtedy zacząłeś pokazywać jak to osiągasz?- O nie. Nikomu nie pozwalałem siebie obserwować przy pracy z "surowymi" końmi. Trochę się wstydziłem, bo moje zachowanie było dalekie od zachowania "macho". Nie chciałem, aby ktoś widział jak głaszczę konie i przemawiam do nich jak do dzieci. Wyrzucałem wszystkich pod pretekstem, że ich obecność tylko by rozpraszała konia. Jeden jednak szpiegował mnie przez lornetkę.. po czym, nie uwierzysz, oskarżył mnie o hipnotyzowanie koni. Po studiach zacząłem praktykę weterynaryjną używając narzędzi przymusu. Środki uspokajające jeszcze nie były wtedy w użyciu. Przez dziesięć lat nie potrafiłem korzystać z wiedzy, którą sam wcześniej zdobyłem. I dopiero w wieku 40 lat przeszedłem zmianę: poprzysiągłem sobie nigdy nie walczyć z żadnym koniem. Zacząłem pracować nad psychiką koni oraz pozyskaniem szacunku zamiast strachu.
- Twoi słuchacze to zarówno weterynarze, trenerzy, jak i jeźdźcy chyba w całym świecie... - Prowadziłem seminaria praktycznie na wszystkich kontynentach, no poza Antarktydą, w tym w większości krajów Europy Zachodniej za wyjątkiem Portugalii, Belgii i Luxemburga. W listopadzie wybieram się właśnie do Hiszpanii i Portugalii, gdzie odwiedzę szkoły weterynaryjne, farmy hodowlane, odbędę spotkania z kolegami po fachu, no i oczywiście wezmę udział w seminariach.
- Różni trenerzy mają swoje własne definicje naturalnego jeździectwa; czy możemy poznać twoją?- No cóż, nie ja ukułem termin "Natural Horsemanship", ale uważam go za właściwy ponieważ obejmuje koński język. Język ciała, który jest uwarunkowany genetycznie a nie wyuczony. A ponadto ta filozofia zniechęca do wielu częstych i wrodzonych ludzkich emocjonalnych reakcji, takich jak złość, niecierpliwość czy strach.
- W niedawno wydanej w Polsce twojej książce zatytułowanej "Sekrety końskiego umysłu" przedstawiasz bardzo naukowe podejście do fenomenu naturalnego jeździectwa. Czy nie sądzisz jednak, że w tym przypadku to nie postęp nauki ale postęp cywilizacyjny i ludzkie serca rozpoczęły tę rewolucję?- Tych kilka osób, które dały początek tej rewolucji to wcale nie były wysoce wyedukowane osoby. Przecież to było kilku kowboi z Północny i Zachodu Stanów Zjednoczonych. Rozwijali metody naturalne z dwóch powodów: po pierwsze dawały szybsze i lepsze rezultaty niż metody tradycyjne, a po drugie, byli trochę bardziej spostrzegawczymi i wrażliwymi niż większość kowboi, więc te metody przemawiały do nich, jako że odczuwali sympatię do tego nieśmiałego roślinożernego zwierzęcia. Ja starałem się wyjaśnić naukowe podstawy takiego podejścia.
- W swojej ostatniej książce "The Revolution in Horsemanship And What It Means To Mankind" wraz z Rickiem Lamb'em podsumowujecie Natural Horsemanship jako rewolucję we współczesnym jeździectwie. A może to tylko przemijająca moda lub biznes?- O nie, to rzeczywista rewolucja. To z pewnością nie moda ani trend w biznesie. Mamy "naturalnych" trenerów, zwanych u nas "clinicians", którzy są także dobrymi biznesmenami. Ale niektórzy z nich, włączając w to kilku, których osobiście uważam za jednych z najlepszych, to bardzo kiepscy biznesmeni, a część w ogóle odrzuca promocję i marketing. I pewnie nigdy nie słyszeliście o takich szkoleniowcach jak Lester Buckley, Richard Winters czy Kanadyjczyk Mel Hyland, a jednak są równie dobrzy jak Parelli, Reis czy Monty Roberts. Oni po prostu się nie reklamują. Mój syn jest marketingowcem - ja nie, więc łatwo się utożsamiam z tymi mniej znanymi.
Wszystko w porządku pse pani! Jest zarejestrowany!
|
Nie tylko wyleczyłem samą chorobę, ale także każdy jeden komplikujący efekt uboczny jaki wywołała moja terapia. Jak często możesz to powiedzieć ?
|
- W Europie jeźdźcy sportowi traktują naturalne jeździectwo jako trend dla miłośników koni a nie jako poważne metody szkoleniowe. Co o tym sądzisz?- Ci sportowcy, którzy odrzucają tę rewolucję, w ciągu najbliższych 10 lat obudzą się jako "przestarzali".
- A jakie jest twoje marzenie życia?- Marzenie mojego życia? Już się spełniło. Wspaniała rodzina, długie aktywne życie -nadal przygotowuję młode konie pod siodło mając 78 lat, i dożyłem czasów rewolucji w jeździectwie.
- Podobno masz polskie pochodzenie..- Rodzice mojej matki wyemigrowali z "Polskiego Korytarza", z małego miasta w pobliżu Gdańska. Także moja żona Debby ma polskie korzenie.
- Czy planujesz zatem wizytę w Polsce?- Bardzo chętnie poprowadzę seminarium w Polsce, jeśli tylko mój harmonogram mi na to pozwoli.
- Dzięki za wywiad, uważaj na nartach i mam nadzieję, do zobaczenia Polsce.Andrzej Makacewicz (luty 2005)
Wyślij adres znajomemu
powrót