Jeździectwo Naturalne Bez Tajemnic
Hippika - Natural Horsemanship
Artykuły / Pędziłem bydło w Montanie - naturalnie

Montana to jeden z biedniejszych, ale i piękniejszych stanów USA. Granicząca od północy z Kanadą, ponad 200 lat temu stanowiła wrota Dzikiego Zachodu dla ruszających z Nowego Jorku na zachód osadników.
Montana będąc czwartym co do wielkości stanem USA stanowi w większości pogórze. Od zachodu opiera się o pasmo Gór Skalistych ze szczytami sięgającymi ponad 4500 m. Jest odwieczną kolebką Szczepu Indian Crow (Kruki). Od południa graniczy z terenami Szoszonów i Arapaho (Wyoming), od wschodu zaś przechodząc w Prerie i Wielkie Równiny zamieszkałe przez szczepy Siuksów i Czejenów (Dakota). Na obszarze 380,8 tys. km kw., a więc o 1/5 większym od obszaru Polski, zamieszkuje tylko 902 tys. mieszkańców. Znajdziemy tu preriowe równiny ze stadami bizonów, kaniony z rwącymi górskimi rzekami, puszcze i górujące nad tym wszystkim ośnieżone szczyty.
To tu zwiedzić można Glacier /Lodowcowy/ Natural Park oraz jeden z najpiękniejszych Parków Narodowych - Yellowstone, przed odwiedzeniem którego obowiązkowo należy zapoznać się z instrukcją zachowania przy ataku niedźwiedzia grizzly oraz jak uniknąć poparzenia przez gejzer.

 
Stada bizonów na pograniczu Montany i Wyoming
 
Yellowstone Park

Tu bierze początek rzeka Missouri, nad którą oprócz stolicy Montany, 20-tysięcznego miasta Helena, znaleźć można mieściny jak żywcem wyjęte z filmów western.

Billings

To tu 25 czerwca 1876 roku zebrane przez Siedzącego Byka grupy Czejenów i Siuksów wycięły w pień 7- mą Armię Kawalerii gen. Georga A. Custera na wzgórzach Little Big Horn.

 
Nagrobek indiańskiego tropiciela-scouta White Man Runs Him pośród nagrobków kawalerzystów Custera pod Little Big Horn.

Pamięć Indian Siedzącego Byka wiecznią tylko kolorowe wstążki wiązane na przydrożnym krzaku

To tu Buffallo Bill trzebił stada bizonów, których wybito tylko w ciągu 2 lat ponad 6 mln. sztuk. To stąd wyprawa W. Clarka i M. Lewisa w 1805r. dotarła po raz pierwszy na Wybrzeże Pacyfiku. To tu w końcu dzieje się historia powieści N. Evansa "Zaklinacz koni" nakręconego tak wdzięcznie przez Roberta Redforda.
Historia tego stanu jest nierozerwalnie - tak jak cały historyczny Dziki Zachód - związana z końmi.

Żyje ich w Montanie blisko tyle, ilu mieszkańców (tj. wypada po 2,5 krowy i


Mustang z programu ochrony
jednym koniu na mieszkańca), w tym ponad kilkaset dziko żyjących w rezerwatach mustangów. Pamiętające lądowanie Hiszpanów, zdziczałe, dały początek powszechnie używanym dziś na ranczach rasom Quarter Horse i Appaloosa. Chronione prawem stada objęte są programem adopcji tzn. odławiane okresowo sztuki można otrzymać darmo lub za symboliczną sumę pod warunkiem gwarancji roztoczenia nad nimi opieki.

Bez koni ranczo w Montanie nie ma prawa bytu. Bezludzie, bezdroża i wielkie pastwiska dają koniom w służbie człowiekowi przewagę nad każdą maszyną. Pewnie dlatego w jednym z pubów spotkaliśmy ogłoszenie "Szukam żony z doświadczeniem w pracy na rancho. Zdjęcie konia i siodła proszę przesłać na adres xxx."
Czy zatem nie jest to miejsce warte odwiedzenia przez każdego miłośnika koni?
Zaproszeni przez Lorettę i Hipa Tillet do pracy na TX Ranch przy wiosennym spędzie bydła nie mogliśmy doczekać się wyjazdu. Jeżdżąc z Aldoną w stylu Western ćwiczyliśmy konno po parę godzin dziennie, aby sprostać wyzwaniu a mój pies mnie znienawidził za rzucanie lassem. Kwietniowa promocja przelotów dała nam szansę na tani dolot przez Salt Lake City do drugiego co do wielkości miasta Montany - 60-tysięcznego Billings. Trzy potężne, umorusane gliną, załadowane sprzętem i kowbojami Dodge stojące w zacinającym mokrym śniegu na lotnisku nie pozostawiały złudzeń, że to po nas. Cofnąłem się po dodatkową butelkę Burbona, wrzuciliśmy plecaki na pakę i wciskając się między ośnieżone postacie, naciągając kapelusze na uszy ruszyliśmy w bezdroża Montany-naturalnie.

TX Ranch to położone na wysokości 1500 m n.p.m. pomiędzy górami Pryor i


Baza w Dolinie Martwego Człowieka
Kanionem Big Horn rancho o powierzchni 30 000 akrów pastwisk. Założone zostało w 1889 roku przez pradziadka Hipa, który przypędził w te strony pierwsze stado bydła znakowane TX. Tilletowie hodują ponad 1300 sztuk bydła rasy Black Angus, Herford i Longhorn oraz mają stado ponad 150 koni. Stada wypasa się pędząc je wiosną z Doliny Srebrnej Ostrogi na coraz wyższe pastwiska, od "Dead Man" (Martwego Człowieka) po "Lonely Wolf" (Samotnego Wilka) położone na ponad 2500 m n.p.m.




Nasz naturalny Hilton
Wiosenny spęd to praca dla ponad 20 kowboi i goście do pracy są mile widziani. Spodziewaliśmy się surowych warunków, ale nasz Hilton - armijny namiot na żerdziach rozstawiony na śniegu, z "kozą" do grzania i dwoma pryczami, przypomniał nam, że nie ma przebacz - naturalnie.

O 6:00 i tak nie było po co spać, bo przy


Restrooms
-10oC w namiocie pękały butelki z wodą, więc czym prędzej goniliśmy do szałasu na gorącą kawę i śniadanie /bekon, jaja, fasola/. Aldona chyba jeszcze zaspana zaczepiła Tima i swoją wyborną angielszczyzną spytała o "WC-dablju si" ale Tim kompletnie nie kumał i dopiero po chwili połapał się "You mean sheeter?" (masz na myśli sracz?), to ten mały obok szałasu" .

Konie nie znają tu co to owies i stajnia. Stado podzielone jest na trzymane półdziko naturalne stado, do którego Hip jedzie w góry jak potrzebuje nowe konie, oraz konie "złamane", przygotowane do pracy, które jednak wiosną nie są jeszcze objeżdżone. Spędzone i trzymane w corralu, zbite w kupę stado jasno dało nam do zrozumienia, że wyśle na Bożą trawkę każdego kto zakłóci im spokój - naturalnie.


Hip wyłapuje lassem konie do pracy przy spędzie

Hip wyłapywał każdego konia ze stada lassem a Cole przypominał koniowi jego obowiązki w roundpenie. Wywoływani kowboje odbierali konia i siodło mając pół godziny na "wzajemne poznanie". Dopiero wtedy mogliśmy je ostrożnie siodłać. Aldona dostała żywego półmustanga "Amigo", ja natomiast 8- letniego Quarter'a o jakże wdzięcznej nazwie "Gunner" /Rewolwerowiec/.


Gunner i Amigo w pełnej krasie

Pachniało mi to zemstą na Europie i nie próbowałem wsiadać bez solidnej pracy z ziemi metodami naturalnymi. Czanka i ostrogi przekonały ostatecznie Gunnera, że ma w stadzie nowego konia Alfa w mojej osobie i trzeba będzie jakoś ułożyć sobie razem życie.
Praca zaczęła się od zbierania rozproszonych stad. Krowy wycieliły się kilka tygodni wcześniej i cielaki zdolne były już pokonać czekającą je podróż.


Ruszamy z TX Ranch w Dolinie Ostrogi

Harmider, kurz i muczenie krów wiecznie poszukujących rozbrykanych po krzakach cielaków. No i poczucie, że zwierzak, z którym dane mi było pracować, w niczym nie przypomina w charakterze mojego domowego arystokraty follbluta. Bardziej kojarzył mi się z chłodnym palcem na spuście, wystrzelającym za umykającym cielakiem po lekkiej zmianie dosiadu. Po prostu luźna wodza i trzeba było zdążyć z nim się zabrać!
Spędzone do corralu stada wyruszyły w końcu w podróż. Upał w ciągu dnia wypalał pastwiska i stada, po kilka setek sztuk trzeba było kanionami gonić w górę, tam gdzie wilgoć zieleniła wzgórza.
Szlak spędu prowadził Diabelskim Kanionem, wzdłuż Kanionu Big Horn, którego kilkusetmetrowe urwiska tworzyły nieprzekraczalną granicę. Na jego brzegach kamienie ułożone w kręgi, które kiedyś przytrzymywały tipi teraz przypominały, że jesteśmy na odwiecznych ziemiach Kruków.

 
Amigo z Aldoną na szlaku
 
Hip w Diabelskim Kanionie

Konie pnąc się w górę dokonywały rzeczy prawie niemożliwych buksując na stromiznach czy skacząc ze skalnej półki na półkę. Upadek z konia kończył się zrolowaniem na dno kanionu - jak w przypadku George'a.

 
Autor i Mia na szlaku Diabelskiego Kanionu
 
Mia w Diabelskim Kanionie

Tylko owczarek australijski Spur (Ostroga) podgryzający opóźniające się cielaki nie widział problemu.
Po dziewięciu godzinach w siodle, konie, ludzie, krowy i cielaki wszyscy z ulgą przywitali widok wygrodzonego corralu w dolinie ze strumieniem.


Zasłużony odpoczynek pod okiem troskliwej mamy

Kolejne dni to cechowanie cielaków. W otoczone jeźdźcami stado wjeżdża na zmianę 5 kowboi wyłapując i wyciągając lassem ze stada cielaki. Wolno chwytać rzutem za kark lub za 2 tylne nogi. Ułamek sekundy musi wystarczyć na zablokowanie lassa na rożku, jeśli chce się na koniec dnia doliczyć wszystkich palców.

 
Łapiąc cielaka trzeba rozpoznać jego matkę
aby zachować jej brand

 
Zarzucenie lassa na tylne nogi cielaka
brykającego w stadzie to sztuka tylko
dla profesjonalistów



Cole z wybraną "rodzinką"

Gunner znał tę robotę lepiej niż ja. Koncentracja wzroku pozwalała mu odgadnąć, którego cielaka wybrałem i już go nie odstępował. Po celnym rzucie lassem zapierał się lekko do tyłu czekając na szarpnięcie i współpracował kręcąc się w miejscu tak, aby napięta lina nie zwaliła mnie z siodła. A jaką siłę ma przerażony złapany zwierzak mieliśmy okazję zobaczyć, gdy szalejący na końcu lassa Aldony cielak skosił z nóg Toma zanim ten zdołał pochwycić linę.

Kowboje to ludzie uwielbiający humor


Tom wywijający orła
i kawały. Wiedziałem, że powalenie cielaka musi mieć coś wspólnego z judo. Hip wskazał na mnie pierwszego więc trzymając się napiętej przez konia Hipa liny podszedłem do cielaka, chwyciłem go oburącz wokół karku i popisowym rzutem przez plecy gruchnąłem, aż ziemia zajęczała.








Byczek nie znał judo

Z wierzgającym na mnie cielakiem w objęciach kątem oka widziałem pokładających się ze śmiechu kowboi wcale bynajmniej nie pędzących mi z odsieczą. Ale dostrzegłem też niedaleko rozwścieczoną mamuśkę beczącego o pomoc cielaka. Rozkraczona, z pochylonym w moją stronę łbem, grzebiąc wściekle kopytem czarna Anguska , przypominając najlepsze sceny z Bolka i Lolka, szykowała się wyraźnie do ataku! Cole widząc, że żarty się skończyły ruszył z kopyta i wybawił mnie z opresji odcinając jej swoim koniem drogę do mnie. Tutejsze półdzikie krowy to nie nasze poczciwe krasule. Hipa taki atak Longhorna przygwoździł do boku konia. Trafił dokładnie pomiędzy rogi i nic mu się nie stało, a okaleczony koń nawet nie drgnął z miejsca. Dlatego też bardziej zadziornym sztukom obcina się rogi a wypalanie znaku TX - tzw. "brandu", zabezpieczać musi dodatkowo oddzielny jeździec.

 
Ognisko do utrzymania rozżarzonego
brandownika ma układ pieca

 
Brandowanie pomaga nie tylko rozpoznać
właściciela ale także zachować linię hodowli
i nadzór skarbowy


Cielak z TX na zadzie puszczony czmychnął do mamy a instruktarz Hipa pozwolił nam na bardziej "techniczne" rozgrywanie kolejnych walk, tak że i Aldona powaliła swojego pierwszego byczka - choć nie był z tych najroślejszych.
Do wieczora zbrandowanych TX cielęcych zadów była już ponad setka. Zmęczeni, ale wszyscy w dobrych humorach, wracaliśmy zebranym galopem do obozu Martwego Człowieka. Słońce zachodziło za ośnieżone szczyty, zaczynały wyć kojoty a z obozowiska pachniało stekami i kawą z ogniska. Steków co prawda ubyło, bo Sam miała wizytę czarnego niedźwiedzia, który wsadził łeb przez okno bungalowu, porwał cztery steki i czmychnął na jej wrzask. Ponoć, choć mniejsze i bardziej płochliwe od grizzly, to głodne mogą zapolować i na człowieka. Tydzień wcześniej zabiły 2 klacze. Stąd też kabury z coltami przy paskach nie są tu dla ozdoby. Na pytanie, czy to na niedźwiedzie Tim odparł krótko - "Też". Po kolacji, przy ognisku Tibor (78 lat!), który z racji węgierskiego pochodzenia przylgnął do nas, ćwiczył nas w rodzajach rzutów lassem zaś Cole wspominał ubiegłoroczne rodea. Jego ulubioną konkurencją jest wyścig na dzikich koniach. Startują w 3 osobowych zespołach. Z wypuszczonych na arenę dzikich koni odławiają jednego lassem, zarzucają na wierzgającego konia siodło, łapiąc tylko pod jego brzuchem kawałek liny zamiast popręgu, a jeździec musi wskoczyć i pozwolić koniowi grzać na oślep w kierunku mety. Na pytanie "A jak zsiadasz?" odpowiedź była prosta "Puszczam linę i dalej lecę już sam z siodłem".
W Bilings jest nawet pub Desperados, gdzie co wieczór przy piwie można obstawiać kowboi ujeżdżających byki. W szkołach zamiast lekcji wychowania fizycznego można wybrać zajęcia z rodeo. Mają też zabawy rodzinne. Wyścig, w którym facet ciągnie za koniem na linie kawał skóry, na której stara się utrzymać do mety jego małżonka. Cole mówi, że jeszcze nie widział naraz tyle bab lecących w powietrzu. Hip omijał temat ujeżdżania byków, bo w zeszłym roku kumple zrobili mu kawał i podstawili byka, który wyszedł z nim na arenę znudzony i nawet nie wierzgnął - a to wstyd i obciach największy.
Dalsze dni to wycinanie i dzielenie stada. Tu dopiero wychodzi "bydlęcy zmysł" poszczególnych koni. Jeźdźcy parami separują od stada pojedyncze sztuki tak, aby jednak nie rozproszyć całości. Gunner dał popis tego, czego ponoć nauczył się wychowując z bydłem na jednym pastwisku, gdzie musiał z cielakami walczyć o dostęp do wody. Przed namierzonym cielakiem tuląc uszy, rozkraczony, kładł się prawie piersią na ziemi. Cztery zwody i jednym skokiem odcinał przerażonemu cielakowi drogę do stada. Mnie pozostawało tylko zabrać się i zakrzyknąć -"Wow!". Chwilę po takiej akcji Gunner ponownie stał spokojnie ze spuszczonym łbem czekając na kolejne zadanie.
Podzielone stada goniliśmy przez tereny rezerwatu mustangów. Żyje ich tu kilkaset w bandach po 6-12 osobników. Pod opieką Rangersów te dzielne koniki cieszą się życiem na wolności. Ostatniego dnia srokaty ogier małego stada towarzyszył nam długo obserwując nas ze szczytów wzniesień. Było w tym coś niezwykle majestatycznie pięknego. Jak cała Montana. Surowa, piękna, naturalna i dzika, z jakby zatrzymanym zegarem czasu, w której życie ludzi i koni nadal jest twarde .
I dlatego właśnie trzeba będzie tam jeszcze wrócić - do koni , życia w naturze i harmonii by śmiejąc się z kowbojami przy ognisku wrócić myślami do korzeni z dala od zgiełku miast i pędzącego czasem bez sensu życia.

Andrzej Makacewicz


Kamienne kręgi nad Big Horn Canion przypominały czasy tipi Kruków



powrót
Ucz się z przeszłości, żyj chwilą i planuj na przyszłość.

Steve Halfpenny

Artykuły
Pędziłem bydło w Montanie - naturalnie