Artykuły / Koniec Ery Pionierów
W 1947 spotkałem ranczera, który nazywał się Bill Dorrance. Jego żona pochodziła z rodziny, która posiadała spore ranczo hodowli bydła na Mount Toro na południe do Salinas. Dane mi było poznać Bill’a dość dobrze i wiele czasu spędziłem na jego ranczu – jeżdżąc konno, pracując przy bydle i słuchając jego porad dotyczących szkolenia koni. Miałem wtedy 12 lat i nie zdawałem sobie sprawy, że koncepcje jakie Bill propagował były na ów czas całkiem unikalne. Natomiast zdawałem sobie sprawę z tego, że jego koncepcje całkowicie się różniły od przyjętych przez mojego ojca.
Wkrótce po spotkaniu Bill’a poznałem także jego brata Toma, który w tamtych czasach zarabiał pracując jako kowboj i właśnie przyjechał z Nevady w odwiedziny. Tom i Bill Dorrance’owie zwykli razem siadać i dyskutować - wyrzucając z siebie kolejne uwagi jak karabiny maszynowe naboje - na temat technik szkolenia koni, z których wtedy niczego nie rozumiałem. Ale jednej rzeczy nie można było przeoczyć – obaj byli pasjonatami swojej pracy i wierzyli, że mają szansę zrewolucjonizować sposób szkolenia koni.
To musiało być gdzieś na początku lat 50tych, gdy młody mężczyzna przyjechał odwiedzić Bill’a, który przedstawił mi go jako studenta jego brata Toma. Bill powiedział, że ten młody mężczyzna nazywa się Ray Hunt. Miałem wtedy około 16 lat i już brałem udział w otwartych zawodach. Ray miał około 22 lat i niewiarygodny apetyt na naukę. Nie we wszystkim zgadzał się z Bill’em, ale było dla mnie jasne, że obaj darzą się wzajemnym szacunkiem.
Wkrótce po tym zdarzeniu zacząłem widywać Ray’a na różnych zawodach ranczerskich koni roboczych. Jego styl wyróżniał się na tle ówczesnych czołowych jeźdźców i pamiętam, że upłynęło dość znacznie czasu zanim sędziowie zaczęli pozytywnie oceniać Ray’a. Kochał uczyć młodych ludzi i chociaż sam miał niewiele lat, to jego umiejętności potwierdzały, że spędził wiele czasu pracując na ranczach Newady, Idaho i ogólnie Północnego Zachodu.
W późnych latach 50tych i jeszcze dobrze w 60tych wiele się najeździłem po zawodach, regularnie konkurując z Rayem. Było ewidentne, że był skupiony na swoim życiowym celu. Ray zawsze miał czas dla początkującego jeźdźca poszukującego asysty. Nie było zatem dla mnie niespodzianką, że po wycofaniu jego ulubionego konia Honda na emeryturę został pierwszym z obficie podróżujących trenerów. Zajął się tą pracą z jeszcze większym poczuciem sensu niż to miało miejsce w przypadku zawodniczej areny, choć i wtedy było ogromne.
Ray pracował z Tomem Dorrance przez wiele lat. To właśnie bracia Dorrance i Ray Hunt, w opinii większości jeźdźców, zapoczątkowali ERĘ. Wraz ze śmiercią braci Dorrance’ów to dziedzictwo spoczęło na barkach tylko jednego z „członków-założycieli”- Ray Hunta. Jego niedawna śmierć zamyka okres w historii, który na zawsze będzie oznaczał zmianę. Zmianę, która wierzę, że przetrwa w nieskończoność. Ci trzej kowboje otworzyli drzwi zrozumienia, przez które praktycznie każdy przyszły jeździec przejdzie.
Ray Hunt - dla wielu - był człowiekiem, do którego trudno było się zbliżyć. Nie sądzę, abym kiedykolwiek spotkał jeźdźca bardziej zdecydowanego w próbach doprowadzenia swoich uczniów do takiej perfekcji, jak to tylko możliwe. Nie tolerował mierności ani nie miał cierpliwości dla ospałości. Wierzył w swoje koncepcje jak nikt inny kogo znałem, może za wyjątkiem braci Dorrance’ów. Wszyscy trzej pracowali niezwykle ciężko, aby utrzymać ich zasady nienaruszone.
Każdy z nas, kto stara się lepiej zrozumieć konie, zawdzięcza temu trio kowbojów dług wdzięczności większy niż następne generacje będą w stanie zrozumieć. Każdy jeździec, któremu dane było poznać któregokolwiek z tych indywiduów, powinien znaleźć czas i skoncentrować się na niezwykle pozytywnym wpływie, jaki ta era wywarła na przemysł koński. Teraz nadszedł czas, aby świętować ich niewiarygodne osiągnięcia i aby podziękować im za wysiłek jakiego dokonali dla koni globalnie.
Jeźdźcy całego świata – począwszy od zdobywców medali olimpijskich po weekendowych jeźdźców rekreacyjnych, powinni zdać sobie sprawę z tego, że bez tej ery, którą zamyka Ray Hunt, uczonoby ich traktowania swoich zwierząt w sposób całkowicie odbiegający od tego co uznają za normalne. Świat zmienił się nie do poznania od czasu zapoczątkowania Ery Dorrance’ów i Hunt’a. Ich darem dla świata było otworzenie umysłów jeźdźców na większe uwzględnianie potrzeb ich czworonożnych partnerów.
Mając te fakty w głowie, oddaję cześć Rayowi Hunt’owi. Jego odejście zachęca mnie do ponownego poświecenia się rozpowszechnianiu koncepcji szkolenia bez przemocy, tak aby ich erę można było dalej rozbudowywać, tym bardziej, że sposób szkolenia koni przekłada się na sposób traktowania zarówno koni, jak i ludzi. Szczerze wierzę, że konie mogą nas tak wiele nauczyć o potrzebach wszystkich zwierząt, jak również naszych bliźnich.
- Monty Roberts
tłumaczenie: Aldona Kozłowska/PDM
powrót