„Ten koń nie chodził już 5 dni! Musisz go wylonżować przed jazdą, bo jest zbyt energiczny! Uważaj, ten koń bryka w galopie , bo mało jeździ." I jeszcze : „on nie stoi spokojnie, bo dawno nie był na treningu i go roznosi'' itp., itd. Słyszeliście takie stwierdzenia? Może też tak uważacie? No cóż, może nie do końca to jest bzdura? Może rzeczywiście bywają konie, które nie mogą normalnie pracować , bo je roznosi energia? Bywają..... , ale nie dlatego, że „one tak mają", tylko dlatego, że ludzie , którzy się nimi opiekują, nie mają pojęcia o tym, czego ten gatunek potrzebuje do dobrego samopoczucia i zdrowia . W naiwności swojej dają im to, co im wydaje się odpowiednie : dużo odpoczynku w wygodnym , cieplutkim boksie, wysokoenergetyczne pożywienie w ilości zdecydowanie przekraczającej zapotrzebowanie, no i ubranko , gdy robi się chłodniej. Aha, zapomniałam jeszcze
o delikatnej izolacji od innych koni, bo one przecież kopią, gryzą, duże są, brudne
i ogólnie niebezpieczne. No cóż, konie, które tak spędzają życie mogą mieć nadmiar energii, która im rozwala organizm, powoduje, że wybuchają, a zamiast pracować na treningu usiłują za wszelką cenę po prostu się wybiegać. Znacie takie konie? Jest ich mnóstwo, bo nadal trudno nam na świat spojrzeć przez pryzmat potrzeb innego niż ludzki, gatunku. A zatem to nie „one tak mają'', tylko „my tak mamy"!
Wystarczy wypuścić takiego raptusa na pastwisko z innymi końmi, dostosować ilość paszy treściwej do ilości pracy, jaką rzeczywiście wykonuje i po prostu dać mu być koniem. Zapewniam, że taki rumak nawet po miesięcznej przerwie w treningu spokojnie da się osiodłać i będzie grzecznie pracował, tak, jak wymaga od niego jeździec. Dlaczego? Bo jest psychicznie zrównoważony dzięki przebywaniu w stadzie pobratymców, bo jego organizm pracuje prawidłowo mając odpowiedni bilans energetyczny. To takie trudne? Okazuje się, że tak. Bo ciężko nam zrozumieć, że końskie potrzeby są zdecydowanie odmienne od ludzkich.
Ale jest też druga strona tego medalu. Nadal są konie, do których przyklejono etykietę „tę szkapę ciężko ruszyć", „leń" czy „nygus". Owszem, bywają konie bardziej i mniej chętne do pracy, ale bywają też konie po prostu zabiedzone, z ujemnym bilansem energetycznym. One w mądrości swojej będą oszczędzały energię, bo po prostu mają jej za mało, czyli nie będą się ruszały. To z kolei przykład koni zabiedzonych, które nie dostają odpowiedniej dawki paszy, tak treściwej jak objętościowej. Na szczęście takie konie łatwo rozpoznać, bo poza niechęcią do ruchu po prostu źle wyglądają : wystające kości biodrowe, mocno zapadnięta słabizna, wyraźnie widoczne żebra. Proponuję dać takim zwierzakom jeść , a jak już zaczną wyglądać jak konie a nie szkapy , dopiero oceniać jak pracują, bo może się okazać
( i tak będzie najczęściej ), że mamy świetnego, doskonale ruszającego się i chętnego do pracy konia.
Ale żeby jeszcze sprawę żywienia uatrakcyjnić, to należy pamiętać, że ilość i jakość paszy należy dopasować do osobowości konia( tak, tak , ekstrawertyczne konie potrzebują więcej energii niż introwertyczne! ), do sezonu ( co innego potrzebne jest zwierzęciu w lecie, a co innego w zimie, a jeszcze inne składniki są istotne w okresie przejściowym - szczegóły wkrótce ) oraz do wykonywanej przez niego pracy.
Dopiero po poskładaniu tych wszystkich danych odpowiedzialny opiekun konia może zabrać się do konstruowania menu . Ale, ale..... to jeszcze nie koniec naszych zmagań z tematem żywienie.
Trudno jest nam bowiem przyjąć do wiadomości, że konie mają smak i go używają. Przynajmniej w naturze, bo jak już trafią w nasze ręce , to często nie mają na to szans. Dostają owies( dużo), czasem otręby i najlepsze, możliwie miękkie sianko. Aha, zapomniałam, że jeszcze marchew i jabłka . A te wychodzące na pastwisko mają je pieczołowicie przygotowane - zasiana jest piękna trawka , taka 3-gatunkowa , pozbawiona wszelkich chwastów ( droga mieszanka, najlepiej holenderska!!!! ).
A tymczasem ...... konie to smakosze! Uwielbiają chwasty, zioła, twarde łodygi, gałązki , korzonki, siano różnorodne, twarde, mniej twarde i całkiem mięciutkie. Za to nie potrzebują kilku kg owsa dziennie ( chyba, że pracują przy zrywce w lesie!) ani cukrów z marchwi i jabłek. Wiecie, że jedzą też pietruszkę, seler i buraki? Wytłoki z aronii, porzeczki? Łuskę słonecznika? Łuskę sojową, makuch z czarnuszki? Konie to zwierzęta, których dieta jest bardzo różnorodna , są prawdziwymi miłośnikami różnych smaków. W naturze, bo w stajni owies, owies, owies.......
A zatem zamiast usiłować współpracować z rozbuchanym, nakręconym i po prostu nieszczęśliwym koniem lub pocić się na treningu popędzając niechętne do ruchu zwierzę , przyjrzyjcie się jego diecie i temu jak spędza czas. A jeśli coś trzeba zmienić, to ZMIEŃCIE TO , nawet jak inni będą na Was dziwnie patrzeć ( wiem coś o tym!), komentować , krytykować. No cóż, bywa, że nie wszyscy chcą zrozumieć, że popełniają błędy, a ich konsekwencje nonszalancko określają wszystko znaczącym „ten koń tak ma''.
Ania Rogoża JNBT L3