Imprintingować czy nie imprintingować? W zasadzie to pytanie powinno brzmieć: czy warto korzystać z techniki wczesnego szkolenia źrebiąt? Wpływu na sam mechanizm imprintingu nie mamy żadnego, zawsze on bowiem następuje i to w sposób w pełni naturalny. Matka natura obdarzyła nim oczywiście nie tylko końskie głowy. Pomagał on przetrwać wielu gatunkom przez miliony lat. Na czym on jednak tak naprawdę polega i jak z niego prawidłowo korzystać?
Historia Imprintingu
Cała grupa zwierząt, która przychodzi na świat wykształcona fizjologicznie, tzn. posiada sprawnie działające wszystkie zmysły posiada ten niezwykły dar szybkiego uczenia, nazwany przez jego odkrywcę „imprintingiem”, a więc mechanizmem wdrukowania informacji. Przebadał go austriacki biolog profesor Konrad Lorenz, który w 1973 roku otrzymał za to nagrodę Nobla, a w Austrii do dzisiaj, dwa instytuty jego imienia, prowadzą badania nad tym mechanizmem. Konrad Lorenz zdefiniował, że imprinting to „nagły i zazwyczaj nieodwracalny proces uczenia się, podczas którego w pamięci noworodka utrwalony zostaje wizerunek matki, a także szczegóły charakteryzujące jego własny gatunek”. Sens imprintingu jest oczywisty. Małe pisklę jak np. kurczak, gęś lub młody ssak (zwłaszcza kopytny: cielę, źrebak) musi wiedzieć, kto jest jego opiekunem i to za nim podążać oraz naśladować jego zachowania. W razie rozdzielenia, np. podczas ucieczki, młode powinno się zbliżyć do innego, podobnego osobnika, który potencjalnie może się nim zaopiekować. Natomiast, jeśli po rozdzieleniu będzie w stanie się sam wyżywić, powinien wiedzieć, jak ma wyglądać jego przyszły partner. Konrad Lorenz twierdził także, że reakcja ta jest nieodwracalna, tzn. bodziec wyzwalający nie może zostać zastąpiony później przez inny. Według niego właśnie te cechy reakcji uczenia się zwierzęcia najwyraźniej odróżniają je od innych form asocjacyjnego uczenia się.
Gatunki zwierząt, które przychodzą na świat nie w pełni wykształcone fizjologicznie i wymagają intensywnej opieki rodzica, jak np. gniazdowniki sowy, orły, niedźwiedzie, a także koty, psy i oczywiście ludzie nie zostały obdarzone tym mechanizmem i ich okres krytyczny uczenia się jest długi. W roku 1988 na Uniwersytecie Jagiellońskim, w katedrze psychologii, dr Augustynek przeprowadził serię badań związanych z mechanizmem imprintingu, badając, który ze zmysłów ma największy udział we wdrukowaniu istotnych dla przeżycia zwierząt informacji. Badania prowadzone były na próbce 210 pisklaków kogutków i na korytarzach uniwerku można było oglądać studentów, którzy ciągnęli na sznurku wielkiego, dmuchanego krokodyla, za którym rzędem biegły
małe kogutki. A dlaczego? Bo wykluwając się z jajka, jedną z bardziej znaczących informacji z udziałem wzroku, jest informacja „kto jest twoim rodzicem”, a tam ruszał się dmuchany krokodyl. I podobnie ze źrebakami. Jeśli otwierając pierwszy raz w życiu oczy, zobaczą np. stajennego z jadącą taczką, mamy duże prawdopodobieństwo, że taki maluch z radością będzie biegał za każdą taczką, którą napotka na swojej drodze. Zatem czy chcemy, czy nie, czy nam się to podoba, czy nie, mechanizm imprintingu działa w łbach nowonarodzonych źrebiąt przez pierwsze 18-24 godziny. I większość informacji docierających, w tym czasie, do źrebięcia ma szansę wdrukować się temu zwierzęciu w psychikę, i co niezwykle ważne, może mieć wpływ na jego reakcje przez pozostałą część życia.
Kilka lat temu mieliśmy problem ze źrebakiem, któremu przypadkiem wdrukowano, że nie jest koniem. Klacz padła przy źrebieniu, a nadmiar serca opiekunów spowodował, że źrebak widząc inne konie chował się za człowieka i miesiące trwała praca nad tym, aby zaakceptował wyjście z rówieśnikami na trawę. Jaki z tego ważny morał? Pierwsze godziny życia źrebięcia to niezwykle wrażliwy dla jego życia okres i zajmowanie się nim w tym czasie przez człowieka (czego nie zakładała matka natura) wymaga wiedzy, bo każda nasza czynność będzie miała niezwykle silny wpływ na jego późniejsze życie. Zostawmy jednak na chwilę pytanie: „Imprintingować czy nie?” na boku i zastanówmy się, jaki wpływ na przyszłość konia możemy mieć w pierwszym okresie jego życia. Decydując się na wychowanie źrebaka musimy mieć świadomość, że mechanizm wdrukowywania po prostu zapisze nasze działania w końskiej głowie. Przykładowo, w Akademii JNBT, na co dzień spotykamy problemy z obsługą i treningiem dorosłych koni, natrafiamy na nie, trenując blisko 800 koni rocznie. Jestem przekonany, że te trudności mają związek z doświadczeniami źrebaka z pierwszych chwil jego życia. Jaka jest często pierwsza reakcja niedoświadczonych właścicieli nowonarodzonych źrebiąt? W boksie pojawiają się okrzyki typu: „Ależ śliczne maleństwo!” i uparte próby głaskania źrebaka. A gdy klacz go odwołuje, to nowo upieczony właściciel próbuje uparcie go łapać. Ale co wtedy wdrukuje się w taki koński łeb? Odruch ucieczki. I tak mamy konie, których pierwszą reakcją na podejście człowieka jest odruch ucieczki. Oczywiście, że zachowania takie możemy spowodować później także wieloma innymi czynnikami, ale zauważamy je u młodych koni, u których prawdopodobnie zaszedł ten mechanizm. Nie bez kozery przez wiele lat, na wyższych uczelniach, uczono weterynarzy, aby nie wchodzić do źrebiącej klaczy. Dziś w świecie uczy się już czegoś innego - że warto korzystać z siły imprintingu i w okresie krytycznym, wchodzić do nowonarodzonego źrebaka, pamiętając równocześnie, że każde nasze zachowanie wpłynie na przyszłość takiego źrebięcia. I tak dr Robert Miller, ponad 40 lat temu, zauważył, że źrebaki, z którymi musiał spędzić więcej czasu z powodu
problemów przy źrebieniu, traktują go inaczej, niż te, przy których porodzie nie uczestniczył. Nie tylko zapamiętały go, ale także w sposób niezwykły obdarzyły zaufaniem, same przybiegając i chodząc za nim. Zdał sobie sprawę, że zadziałał mechanizm imprintingu i zadał, na światowym forum, pytanie: „Dlaczego nie korzystać z tego fenomenu?” Stwierdził, że warto właśnie, w tym krytycznym okresie, kiedy mózg zwierzęcia jest niezwykle aktywny, zapisać w nim rzeczy, których nauczenie w przyszłości, zabrałoby dużo czasu. Nazwał on ten proces tzw. metodą wczesnego
szkolenia, która składa się z kilku etapów. Wydzielamy w niej dwie sesje imprintingowe - w pierwszych 24 godzinach, kiedy działa mechanizm imprintingu oraz kilku sesji po pierwszym dniu życia malucha. Zatem imprintingować czy nie, powinno być świadomą decyzją opartą o naszą poszerzaną wciąż wiedzę. A Akademii JNBT po 10cioletnim naszym doświadczeniu uważamy, że warto imprintingować, bo praca z noworodkiem, w pierwszych godzinach jego życia, trwa minuty i pozwala nam, m.in. zredukować stres i zmniejszyć np. lęk separacyjny w późniejszym życiu. Źrebaka, po takim szkoleniu, łatwej jest odprowadzić od mamy, a także wykonać wiele zabiegów pielęgnacyjnych i weterynaryjnych. Oddzielenie od klaczy nie jest wówczas „tragedią” dla młodego konia, zwłaszcza jeśli pozostaje on wśród rówieśników lub innych zaprzyjaźnionych członków stada. Doświadczenie całego zespołu Akademii, pokazuje, że poziom stresu u odsadzanych źrebaków imprintingowanych jest znacząco niższy od pozostałych osobników. Według Roberta Millera stwierdzone jest naukowo, że klacze, które same przeszły imprinting, bez wyjątku akceptują dotykanie przez człowieka ich własnych źrebiąt tuż po urodzeniu. Jego zdaniem wydaje się nawet, że akceptują takie działania, upewniając swoje źrebięta, że postępowanie ludzi jest „normalne” i akceptowalne. Eliminuje to również dość częste przypadki agresywnych zachowań klaczy wobec ludzi po wyźrebieniu czy też odrzucenia źrebaków przez matkę Imprinting to także fenomenalna okazja na oszczędzenie zwierzęciu wielu stresów w naszym świecie, nie wspominając o zredukowaniu potencjalnych kosztów wytrenowania takiego konia o blisko 75%! Imprintingowane źrebię traktuje człowieka z zaufaniem, jak członka stada i najczęściej pokazuje oznaki samodzielności i niezależności. Zajeżdżając tak wiele młodych koni w Akademii zauważamy, że te imprintingowane uczą się szybciej, a zajeżdżanie ich trwa godziny, a nie tygodnie. Wychowując samemu imprintigowane źrebię doświadczam codziennie różnic pomiędzy tym już dwuipółletnim ogierkiem, a jego pozostałymi rówieśnikami. Można też obejrzeć proces jego chowania w internecie na filmie (Lemon Tree part 1 ).
Celem szkolenia imprintingowego u koni jest m.in:
• Wykorzystanie okresu krytycznego imprintingu do likwidacji odruchu przeciwstawiania się
• Oswojenie źrebięcia z człowiekiem i zbudowanie z nim trwałej więzi,
• Postrzeganie człowieka jako członka swojego stada,
• Odczulenie na określone bodźce (habituacja),
• Uczulenie na inne bodźce,
• Budowanie zaufania, szacunku i dominacji w pierwszych dniach życia,
• Skrócenie procesu szkoleniowego w przyszłym okresie,
• Zwiększenie bezpieczeństwa człowieka w pracy z koniem,
• Zwiększenie bezpieczeństwa konia w środowisku ludzi.
Ale czy warto robić to bez odpowiedniej wiedzy? Oczywiście - nie, bo to głęboka ingerencja w prawa natury i łatwo jest popełnić błędy, których odwrócenie jest dość trudne.
Błędy, które są najczęściej popełniane:
• Źrebak stał się płochliwy i trudny w pielęgnacji – wynika to często z pośpiechu, podczas pierwszej sesji. W trakcie odczulania nowonarodzonego źrebięcia można stosować dowolnie dużo bodźców w celu osiągnięcia ich habituacji, ale nie wolno zastosować ich zbyt mało.
• Źrebak nie ma szacunku do trenera - może się tak zdarzyć, jeśli szkolenie zostało przeprowadzone w nieprawidłowy sposób, szczególnie jeśli ograniczono je tylko do sesji zaraz po urodzeniu, z zaniedbaniem kolejnych treningów, podczas których kształtuje się szacunek dla trenera.
• Źrebak jest niewrażliwy na bodźce - można przesadzić podczas procedury odczulania, powtarzając ją bez końca i przeprowadzając ją w sposób odmienny od
zalecanego, w wyniku czego źrebięta stają się niewrażliwe na bodźce. Zdarza się to jednak niezmiernie rzadko.
• „Uczłowieczanie” źrebaka. Imprintingowane źrebaki zachowują się w sposób odmienny od zwierząt nieimprintingowanych, darzą człowieka dużym zaufaniem, łatwo do niego podchodzą i z chęcią przebywają w towarzystwie ludzi. Garną się do pieszczot i zabawy. Właściciele takich zwierząt nieznający relacji stadnych i wymogu traktowania źrebaka zgodnie z jego naturą i relacjami stadnymi, przenoszą międzyludzkie emocje na te zwierzęta, tracąc przede wszystkim szacunek i narażając się na zdominowanie przez kilkumiesięcznego konia. Trening imprintingowy ma na celu przygotowanie konia do łatwego szkolenia go w życiu dojrzałym, a nie jako członka naszej rodziny.
• Znarowienie. Najczęstszy błąd prowadzący do znarowień to traktowanie pupila jak zabawki. Karmienie z ręki, pozwalanie na podszczypywanie, zbyt długie dokarmianie z butelki (zamiast z miseczki) czy nadmierne pieszczoty (domaganie się pieszczot), mogą prowadzić do powstawania narowów, takich jak gryzienie.
• Brak konsekwencji ze strony człowieka. Te same zasady, które ustalamy, przy szkoleniu imprintingowym, powinny obowiązywać i być wymagane w całym życiu konia.
• Powodowanie bólu. Musimy pamiętać, że źrebak to małe dziecko, jego naturalne odruchy i wyuczone przez nas zachowania spowodują jego chęć do współpracy i zabawy, ale niekoniecznie szybkie zrozumienie naszych oczekiwań. Próby zadania bólu lub kary będą niweczyły to, co udało nam się tak łatwo osiągnąć w pierwszych dniach jego życia.
Jeśli trening imprintingowy zostanie przeprowadzony w sposób prawidłowy, to odnosi stuprocentowe rezultaty wśród koni wszystkich ras, a także w stosunku do innych gatunków equus – jak np. osłów czy mułów.
Dlaczego zatem warto stosować wczesne nauczanie?
• Fenomen okresu krytycznego imprintingu występuje w życiu konia tylko raz - przez pierwsze 18 godzin jego życia i jest niezwykłą formą szybkiego uczenia się.
• Trening rozpoczęty zaraz po urodzeniu stwarza szczególne więzy zaufania między źrebakiem a osobą przeprowadzającą trening, przenoszący się na każdego człowieka.
• Nowonarodzony źrebak uczy się wielokrotnie szybciej niż dorosły osobnik, dlatego podobne wyniki można osiągnąć w znacznie krótszym czasie.
• Trenowanie źrebaka jest łatwiejsze i bezpieczniejsze, ponieważ jest fizycznie słabszy i lżejszy niż osobnik dorosły.
• Trening ten niweluje niepożądane reakcje konia na bodźce zewnętrzne.
• Efekty treningu zapisywane są w mózgu źrebaka jak w biosie komputera na całe jego życie.
· Imprinting to także fenomenalna okazja na oszczędzenie zwierzęciu wielu stresów w naszym świecie, nie wspominając o zredukowaniu potencjalnych kosztów wytrenowania takiego konia.
Według Roberta Millera stwierdzone jest naukowo, że klacze, które same przeszły imprinting, bez wyjątku akceptują dotykanie przez człowieka ich własnych źrebiąt tuż po urodzeniu. Jego zdaniem wydaje się nawet, że akceptują takie działania, upewniając swoje źrebięta, że postępowanie ludzi jest „normalne” i akceptowalne.
A jak rozwija się ta technika w Polsce? W październiku 2010 roku, w globalnym newsletterze dr Roberta Millera, ukazały się zdjęcia z imprintingu źrebaków w Polsce oraz ciekawy artykuł o rozpowszechnieniu tej metody w naszym kraju. Było to w miesiąc po jego wizycie i seminarium na imprezie „Myśląc o koniu” w Zbrosławicach, gdzie przez 3 dni na żywo konkurowało ze sobą 4 trenerów w zajeżdżaniu młodych koni, a pośród wykładów i pokazów metod szkoleniowych były imprintingowane źrebaki, a seminaria ukoronowane były wykładem samego dr Roberta Millera.
W trakcie jego seminarium, na pytanie w ilu ośrodkach prowadzony jest już imprinting źrebaków, spośród setki uczestników podniosło ręce ponad 15 osób. To imponujący wynik, biorąc pod uwagę, że pierwsze seminarium dr Millera w Polsce odbyło się w listopadzie 2009 roku. Pilotowy program imprintingu porównawczego dla 5 źrebaków, zaprezentowany podczas imprezy w Zbrosławicach, podbił serca publiczności w czasie pokazu sześciomiesięcznych pupilów. Maluchy, które przeszły proces wczesnego szkolenia, śmiało pokonywały przeszkody, które były nie do przebycia dla ich mamuś, podawały kopytka, stały na uwiązach, miękko się uginały i ustępowały od pomocy, dawały się kłaść, okrywać folią i gazetami, ufnie podążając
W kilkunastu ośrodkach hodowlanych w Polsce imprintinguje
się dziś już każde źrebię. A biorąc pod uwagę bliżej nieokreśloną ilość koni, przechodzących
wczesne szkolenie, w stajniach prywatnych, oraz ponad 400 przeszkolonych,
certyfikowanych imprinterów, ilość koni może sięgnąć nawet kilku tysięcy.
Aktualnie zbierane są w Akademii dane poprzez ankietę imprintingową oraz
tworzone jest opracowanie badawcze na użytek wyższych uczelni zagranicznych. Na
kilku uczelniach powstały już na ten temat prace. Korzystajmy zatem z
dobrodziejstwa tej metody, ale podpierając się dostępną w Polsce wiedzą na ten
temat.
Andrzej Makacewicz