W czerwcu ubiegłego roku nasza grupa z Kotła wkroczyła na drogę jeździectwa zgodnego z naturą konia. Od tego czasu sporo się w nas i koniach zmieniło. Śmiem twierdzić, że jest to zamiana na lepsze (choć chyba najbardziej adekwatnie na ten temat może się wypowiedzieć nasz wykładowca). Pamiętam, że na zakończenie warsztatów powiedział, że z koni jest naprawdę dumny , ale to zdaje się one mówią mu o nas.
Trzeba przyznać, że praca z koniem daje niesamowitą szansę własnego rozwoju, często trudnego i bolesnego bo zmuszającego do wyjścia ze schematu, mobilizującego do zmiany oraz przekraczania własnych ograniczeń i słabości. Wydaje mi się, że największą przeszkodą na drodze do jeździectwa naturalnego jesteśmy my sami, a praca nad samym sobą okazuje się nadal konieczna. Dążenie do wewnętrznego spokoju i harmonii, która dla mnie jest spójnością w pracy z koniem są bardzo ważne. Zakładając oczywiście, że po drodze ugruntowaliśmy całą niezbędną, przekazaną nam w trakcie kursów L1 i L2 wiedzę teoretyczną i praktyczną.
Każdy z nas kroczy swoją drogą do konia. Trzeba sporo dojrzałości i pokory aby przyznać, że to co uzyskujemy od koni, w istocie chcemy uzyskać. Oglądając nagrania własnej pracy widzę to bardzo wyraźnie, Okazuje się, że w harmonii z koniem, współpraca z nim układa się lekko i bez wysiłku, po prostu naturalnie. Nabywanie tej umiejętności jest dla mnie prawdziwym wyzwaniem. Jednym chyba z piękniejszych problemów w jeździectwie naturalnym, jak i w relacji z drugim człowiekiem, jest znalezienie sposobu na obudzenie w tym Drugim poczucia wolności. Uważam, że nasze jeździectwo będzie takie, jakie jest nasze o nim wyobrażenie, dlatego tak cenna jest wiedza teoretyczna na ten temat, którą w trakcie kursów zdobyliśmy. Jestem przekonana, że patrząc obecnie na konie widzimy zdecydowanie więcej niż kilka miesięcy temu – partnera do dialogu. Jesteśmy bardziej świadomi siebie, lepiej czytamy konie i skuteczniej się z nimi komunikujemy.
Uczenie się nowych, trudnych dla nas rzeczy wymaga nie tylko motywacji i zaangażowania nas samych. Potrzebny jest nadal dobry nauczyciel, który potrafi zainspirować i pracować w strefie najbliższego rozwoju swoich uczniów, czasami motywując do jej przekraczania. Andrzeju – dziękuję.
Rada dla mnie samej po warsztatach w Kotle – być może od mojego wewnętrznego spokoju zależy cała reszta mojej drogi, zarówno to, co jestem w stanie dostrzec, jak i to, czego jeszcze nie widzę. A pomyśleć, że gdzieś na przełęczy w ośnieżonych Sudetach pod czeską granicą, sidząc w siodle intensywnie myślałam w jaki sposób pozbyć się Makacewicza, żeby móc zejść z konia. Ale wtedy znaczenie kontroli własnych emocji i ich wpływ na zachowanie konia nadal byłby tylko zewnętrzną treścią.
Obiecałam Ci Marzeno, że o tym napiszę. Tak naprawdę warsztaty miały być dla mnie potwierdzeniem tego, że nie jestem ,,wyuczana’’ w kwestii jeździectwa naturalnego. Biorąc pod uwagę moje cechy podmiotowe, temperamentalne oraz nieustanne mylenie strony prawej z lewą stopniowo nabywałam przekonania, że nigdy nie ogarnę wszystkich koniecznych elementów w harmonijną całość. Co mnie przekonało, że warto próbować dalej? Ten sam Oskar, który jakiś czas temu powiedział do mnie ,, słucham’’. W trakcie ćwiczeń odbyliśmy pierwszą ( dla mnie w pełni świadomą ) rozmowę. Wystarczyło.
Moja uwaga dla wszystkich wątpiących po drodze - zanim zagrasz sonatę musisz się nauczyć wydobywać pojedyncze dźwięki. Nie ma innej możliwości. Kiedy jesteśmy na drodze jeździectwa naturalnego możemy liczyć na to, że pewnego dnia nastąpi wielkie przebudzenie, a wtedy zagranie sonaty będzie też i naszym udziałem, Czego serdecznie życzę wszystkim miłośnikom koni, tym, którzy już tą drogą kroczą i tym, którzy się na niej znajdą ( zaznaczam, że nie ma już z niej powrotu).
Sylwia K.